Łzy duszy
niedziela, 9 czerwca 2013
Podchodzisz do lustra i wmawiasz sobie, tak jak Ci kazano, że przez to będzie lepiej, wmawiasz sobie "jesteś piękna". Na siłę patrzysz w to szpetne odbicie i wypluwasz te słowa z obrzydzeniem. Robisz to, nagle w sumie myślisz, że nie wyglądasz aż tak tragicznie. Odchodzisz od lustra i uświadamiasz sobie, że człowiek widzi siebie w lustrze 5 razy bardziej atrakcyjnym niż jest naprawdę. I wszystko idzie się pierdolić...
środa, 5 czerwca 2013
Zaczynam się poddawać. Obiecałam walczyć, ale już powoli nie chcę. Udaję przed wszystkimi, że jest świetnie. Myślą, że mój uśmiech jest szczery. Coraz częściej widzę tylko jedno wyjście. Jedyne słuszne, które muszę wybrać.
"Nie miał odwagi marzyć, wybrał wysoki blok.
Zwątpienie nie opuszczało go niemal na krok.
Miał tego dość, w niebo skierował oczy,
Ona tam była i kazała mu skoczyć.
Zrobił ten krok, już dawno chciał się zabić.
Tego nie da się naprawić..."
"Nie miał odwagi marzyć, wybrał wysoki blok.
Zwątpienie nie opuszczało go niemal na krok.
Miał tego dość, w niebo skierował oczy,
Ona tam była i kazała mu skoczyć.
Zrobił ten krok, już dawno chciał się zabić.
Tego nie da się naprawić..."
poniedziałek, 3 czerwca 2013
Czasami siedzę i się zastanawiam, od tak po prostu, czy ktoś mnie przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze. Przydałoby się.
Kiedyś było we mnie dużo nadziei jak w pełnej szklance. Potem zaczęła powoli wyciekać, bo szklanka była przepełniona. Teraz naczynie już nie jest pełne, ani nawet w połowie napełnione. Teraz jest puste. Ja - szklanka pusta nadziei.
W sumie oddycham, bo muszę, tak dla zasady. Nie czerpię z tego żadnej przyjemności. Życie jest rutyną. Monotonność każdego dnia mnie pochłania. Lepsze to, niż żeby tego dnia nie było. Tylko jest samotny, pusty. Nie mam już chyba tak naprawdę przyjaciół. Uciekłam od nich, odgrodziłam się grubym murem. Oni bali się przebić ten mur, bali się zawalczyć. Zostałam sama w tym mieście i nie zanosi się na poprawę.
Kiedyś było we mnie dużo nadziei jak w pełnej szklance. Potem zaczęła powoli wyciekać, bo szklanka była przepełniona. Teraz naczynie już nie jest pełne, ani nawet w połowie napełnione. Teraz jest puste. Ja - szklanka pusta nadziei.
W sumie oddycham, bo muszę, tak dla zasady. Nie czerpię z tego żadnej przyjemności. Życie jest rutyną. Monotonność każdego dnia mnie pochłania. Lepsze to, niż żeby tego dnia nie było. Tylko jest samotny, pusty. Nie mam już chyba tak naprawdę przyjaciół. Uciekłam od nich, odgrodziłam się grubym murem. Oni bali się przebić ten mur, bali się zawalczyć. Zostałam sama w tym mieście i nie zanosi się na poprawę.
Miałam się szybko spakować i iść spać. Coś mi nie idzie. Ubrania porozrzucane po pokoju, walizka pusta. Jest już po północy, a ja sączę mrożone espresso i gniję.
Piecze mnie. Już sama nie wiem co mnie piecze. Czy rany na skórze, czy te w sercu, a może to i to...
Jeśli Ci, którzy mi zostali, dla których chyba jeszcze coś znaczę.. Jeśli wy też się poddacie, co mi zostanie do zrobienia? Też się poddam. Walczmy razem. Błagam. Sama nie dam rady, sama się poddam, upadnę i się nie podniosę, rozłożę się jak trup. Rozłożę się jak trup po środku swojego życia.
Piecze mnie. Już sama nie wiem co mnie piecze. Czy rany na skórze, czy te w sercu, a może to i to...
Jeśli Ci, którzy mi zostali, dla których chyba jeszcze coś znaczę.. Jeśli wy też się poddacie, co mi zostanie do zrobienia? Też się poddam. Walczmy razem. Błagam. Sama nie dam rady, sama się poddam, upadnę i się nie podniosę, rozłożę się jak trup. Rozłożę się jak trup po środku swojego życia.
niedziela, 2 czerwca 2013
sobota, 25 maja 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)